– Jak to się zaczęło? – pyta Krystyna i uśmiecha się. – Pamiętasz? – dodaje i zaczyna opowiadać.
Zobaczyłam Stefana na korytarzu Uniwersytetu Gdańskiego i zapytałam o wykład, który niebawem miał się rozpocząć. Wskazał mi drogę i poszliśmy razem, i tak wciąż idziemy przez życie…
„Co to jest szczęście? Po latach prób i błędów chyba już wiem. To trafić na właściwą osobę. Ona jest bardzo mądra, wspaniała Pani Wygłupialska. Nawet w najczarniejsze dni jednym uniesieniem brwi umie rozpędzić moje lęki. Zawsze mnie wspiera w niedobrych chwilach”.
„Dobrze wspominam czasy, kiedy jako zupełnie nieznany, młody pisarz pisałem po omacku, jak ktoś, kto porusza się po ciemnym pokoju, wyciąga przed siebie ręce i poszukuje punktów oparcia. Nikt na mnie nie patrzył, jak teraz, gdy jestem człowiekiem publicznym. Od początku swojej pisarskiej drogi zachowywałem dystans wobec rozmaitych awangardowych dziwactw. Chciałem opowiadać historię o ważnych sprawach, to było najistotniejsze. Lubiłem dawną literaturę od nowoczesnej. W swoich powieściach staram się pisać o tym co dzieje się wokół mnie, w tym sensie uważam siebie za pisarza nowoczesnego, nie lubię takiej nowoczesności, która polega na mnożeniu trudności przed czytelnikiem. W pełni zgadzam się ze słowami Miłosza by „nie skazywać czytelnika na męki wyższego rzędu”.
Powieścią, która na dobre zmieniła życie gdańskiego pisarza jest książka „Hanemann”. Otrzymał za nią liczne nagrody, między innymi, Paszport Polityki (1995r).
„Podczas pracy nad Hanemannem wiele razy miałem dziwne wrażenie, że wchodzę do świata, w którym już kiedyś byłem, że rozpoznaję dawne miejsca, ulice, drzewa przedmioty, ludzi. Tak jakbym to wszystko już kiedyś widział”.
Twórca z pasją opowiadał o swoich książkach. Starł się przekazać esencję tego, co w jego pisarstwie najważniejsze – problemie przemijania. Udowadniał, że istnienie jest kruche, ułomne i nieoczywiste, dlatego jedyną rzeczą jaką można zrobić to opowiadać o tym, co odchodzi.

Profesor opowiadał, że swoje powieści pisze specjalnym wiecznym piórem – pelikan. Być może jest jednym z niewielu współczesnych twórców, którzy tworzą swoje dzieła „ręcznie”, nie na klawiaturze. Jest w tym pewien rodzaj magii…
Zdradził, że trwają przygotowania do sfilmowania „Hanemanna”, co bardzo go cieszy, bo jest to historia niezwykle filmowa. Chciałby, aby Gdańsk został ukazany w sposób monumentalny, z rozmachem.
„Chciałbym, aby w Trójmieście był sklep, w którym można kupić… czas. Mógłbym pójść tam i kupić dobę, która miałaby 36 godzin. Czasu jest bowiem coraz mniej i trzeba się spieszyć”.
4 komentarze
Podoba mi się to zdanie: "Udowadniał, że istnienie jest kruche, ułomne i nieoczywiste, dlatego jedyną rzeczą jaką można zrobić to opowiadać o tym, co odchodzi". Jest takie prawdziwe, przedstawia kwintesencję pisarstwa.
Powieści Stefana Chwina otacza jakaś nieuchwytna aura smutku, melancholii i nierozstrzygalności, co stanowi też o sile jego prozy. Te książki nie są łatwe, ukrywają wiele ważnych i trudnych tematów, rozwikłanie ich , dotarcie do pewnych przemyśleń daje satysfakcję, a jednocześnie ukazuje dramat naszego życia. Błędy, potknięcia, zaniedbania, podnoszenie się z problemów i znów upadanie, wątpienie… Wszystko nabiera zupełnie innego, osobliwego wydźwięku. Do tego skłania nas dobra literatura, dzieła ambitne i wielkie.
Pozdrawiam 🙂
Przyznam, że bardzo lubię słuchać profesora Chwina (i czytać oczywiście).
Tacy mądrzy ludzie! Takich słuchać chce się jak najczęściej.