Wierzycie w mit czterolistnej koniczyny? Gwarantującej wieczne szczęście. Każdy listek oznacza coś cennego: pierwszy reprezentuje nadzieję, drugiemu przypisuje się wiarę, trzeci odpowiada za miłość, a czwarty liść przynosi szczęście znalazcy. Czego chcieć więcej? Oferuje wszystko za czym tęsknimy w życiu. Gdzie ją znaleźć? Jaki jest jej sekret? Odpowiedź znajdziemy w książce – Szczęście czy fart?
Poszukiwanie zaczarowanej koniczyny może zmienić wszystko. Przewrócić życie do góry nogami. Zmienić priorytety. Zawrócić w głowie. Zanim to się stanie, poznaj historię, która zainspirowała wielu ludzi – „Szczęście czy fart?” autorstwa Fernanda Trias de Bas i Alex Rovira Celma. Opowiada o dwóch rycerzach, którzy postanowili odnaleźć koniczynę, aby zyskać wieczne szczęście. Nie dostali żadnej wskazówki gdzie można ją znaleźć, poza tym że mają szukać w Zaklętym Lesie. Obaj rywalizowali, o to kto będzie pierwszy, obaj pragnęli tego, co najważniejsze, ale każdy z nich miał inną wizję na znalezienie tego samego. Jeden szukał jej za wszelką cenę, ten drugi robił wszystko, aby ją znaleźć… Który z nich zdobędzie szczęście, a który farta?
Fart nie trwa długo, ponieważ nie zależy od nas. Szczęście tworzymy sami, dlatego trwa wiecznie.
Pierwszy z Rycerzy miał nadzieję, że to jemu będzie sprzyjał fart. Wystarczy uśmiech losu, nic więcej. W zasadzie, nie wiedział po co mu koniczyna i co będzie, jak już ją znajdzie. Jednak był przekonany, że tylko on zasługuje na szczęście. Pytał, ale nikogo nie słuchał, szukał – niczego nie znalazł, myślał – nic nie wymyślił. Uznał, że całe to poszukiwanie jest jedną wielką manipulacją dla naiwniaków. Był coraz bardziej nerwowy, zniechęcony, sfrustrowany i zły na tego, kto puścił tę bujdę o cudownej roślinie, gwarantującej szczęście. Uznał, że nic, ani nikt mu nie sprzyja. Postanowił rozliczyć się z tym, kto wrobił go w tę historię. Zrobiłby to, gdyby nie fakt, że jego rywal osiągnął swój cel. Drugi Rycerz zyskał szczęście! Zdobył coś jeszcze – pokonał drogę, która okazała się ważniejsza niż magiczna roślina.
Jak to w bajkach bywa, dokonał wielu rzeczy niemożliwych. Zdobył przyjaciół, zyskał sławę i dobre imię. Wszystko to dzięki zaangażowaniu, życzliwości, otwartości na innych i zrozumieniu. Nie koniczyna okazała się spełnieniem, ale praca, aby ją zdobyć i sposób patrzenia na rzeczywistość.
Tym, którzy wierzą tylko w fart, stwarzanie warunków wydaje się absurdem. Ci, którzy stwarzają warunki, nie liczą na fart.
Drugi Rycerz podjął ryzyko. Postanowił wyhodować „szczęściodajną” koniczynę. I to dążenie stało się kluczowe. Bo w tej podróży najważniejsze okazało się staranie, czyli – zaangażowanie, uczenie się, robienie nowych rzeczy. Jeśli dołożymy do tego poczucie sensu i znaczenia tej pracy, też wierność własnym wartościom, porcję pozytywnej energii i uśmiech, to czujemy, że jesteśmy tym szczęściem wypełnieni po brzegi. Czas nie ma tu znaczenia. Liczy się upragniony stan „flow”, który sprawia, że stajemy się ożywieni, witalni i szczęśliwi. Dobrze rozumiemy, że czterolistna koniczyna do niczego nie jest nam potrzebna. Bo szczęście coraz częściej stanie się wyborem, a nawet naszą odpowiedzialnością wobec życia.
Lektura niepozornej książki – Szczęście czy fart? to zastrzyk motywacji do działania. Pisarz pod płaszczykiem bajki, przemyca fakty i słowa, które dają moc. Wnoszą powiew świeżości i chęć do działania, a przecież o to chodzi każdego dnia, gdy dopada cię zniechęcenie tym, co serwuje rzeczywistość. Jedno zdanie i odzyskujesz nadzieję, i wiarę w słuszność tego, co robisz.
Szczęście zawsze uśmiechało się do niego, kiedy pozostawał wierny własnym celom, własnym zadaniom i własnej myśli. Wreszcie przypomniał sobie, co mu zawsze powtarzał jego mentor: „Nie ufaj nikomu, kto chce ci sprzedać szczęście”.
Zadbaj o nie! Dla siebie! Masz je w sobie. Fart to chwilowy błysk, wzbudzający radość. Szczęście pielęgnujesz każdego dnia. Wystarczy, że „wyłączysz gadająca głowę”, wyrzucisz nieaktualne scenariusze i osądy. Zmienisz sposób w jaki codziennie patrzysz na świat. Masz mu więcej do zaoferowania niż myślisz. Poczuj to!
Bardzo ciekawy post. Pozwolę się jednak nie zgodzić z kwestią, że albo fart albo szczęście. Jestem prawie że przekonany, że można mieć oba, albo przynajmniej czasami trzeba farta aby osiągnąć szczęście. Nie wątpię, że wspomniana książka to zastrzyk motywacyjny ale „zapachniało” mi tu lekturą, którą podsuwają specjaliści od różnych piramid. Przed laty kilkakrotnie zachęcano mnie abym się związał z taką lub inną organizacją. Nie mniej jednak uczucie bycia szczęśliwym powoduje życie lżejszym. Pytanie jednak brzmi: Czy w dzisiejszych czasach jeszcze istnieje szczęście?
Czy aby na pewno szczęście to tylko wiara, nadzieja i miłość?
Pozdrawiam serdecznie.
Witaj i dziękuję za komentarz 🙂 Nie neguję tzw farta. To jedynie miły przypadek, uśmiech losu… Nic więcej. Aby zagwarantować sobie sukces, wspiąć się na szczyt dobrze jest wypracować sobie szczęście. Uważam, że jest to kwestia treningu i odpowiedniego podejścia do otaczającej rzeczywistości. Gra jest warta świeczki, bo bycie szczęśliwym niesie ze sobą wiele korzyści. Konsekwencją dobrostanu są duże osiągnięcia życiowe, lepsze zdrowie, dłuższe życie, a także głębokie satysfakcjonujące relacje społeczne. Szczęście to przede wszystkim nasze działanie!
Nie znam się na piramidach, nie wiem o co w nich chodzi i raczej mnie to nie interesuje. Zajmują mnie ciekawe lektury i moje refleksje na ich temat. Książką jest porównywana do znanej na całym świecie lektury – „Mały Książe”. Raczej współczesną bajką dla wszystkich, którzy szukają motywacji – sam fart, to za mało. Freud twierdził, że szczęście to miłość + praca i to jest OK.
Jestem pewna, że dzisiaj można być szczęśliwym, a nawet należy dbać o ten stan, podobnie jak dbamy o zdrowie. TO nasz wybór! To co wzmacnia i utrwala ten stan, to przede wszystkim: wdzięczność, współczucie, wolność, współpraca, cel, który sobie wyznaczamy. Czy wiara? Nadzieja? Miłość? NA PEWNO, też.
Szczęście często jest mylnie pojmowane z fartem i stanem bycia szczęśliwym. Bycie szczęśliwym zależy od tego, czy osiągamy pewien stan zadowolenia do którego dążymy przez większe zabiegi lub mniejsze o niego i wówczas możemy mówić o farcie, że prawie nic się nie robi, a samo mu przychodzi. Dlatego też, zaneguję stwierdzenie autorki „Aby zagwarantować sobie sukces, wspiąć się na szczyt dobrze jest wypracować sobie szczęście.”, że szczęście można sobie wypracować, co innego bycie szczęśliwym już można sobie wypracować. Mieć szczęście, to dla mnie, jak mieć farta 😉
Witaj. Pewnie masz rację. Szczęście – bycie szczęśliwym? Dla mnie to synonimy pewnego stanu ducha.
„Wielu ludzi pragnie szczęścia, ale niewielu jest takich, którzy chcą sami je tworzyć”. Fernando Trias de Bas